20 lat Malty: Teatr nie z tej ziemi, w tym mieście
Ten festiwal przez 20 lat swojego istnienia rozkochał w sobie poznaniaków - nie wyobrażamy już sobie miasta bez Malty. Przez lata impreza angażowała mieszkańców - ku ich uciesze - w zwariowane akcje artystyczne. Choć czasami publiczność nie wiedziała, czy bić brawo, czy raczej wzywać policję.
Wszystko dzieje się podczas Malty w 2006 roku. Angie Hiesl przykleja krzesła do fasad budynków w okolicach Starego Rynku, sadza na nich aktorów. Dyndają nogami nad głowami przechodniów niczym kosmici z jakiejś odległej planety Żyrandol. Tak to bywa zazwyczaj z akcjami ulicznymi, że ich suspens pojawia się niespodziewanie, znienacka, wprost od nieświadomej kontekstu mimowolnej publiczności. Tak jest i tym razem. Starsza pani idzie ulicą, podnosi głowę i nie wahając się ani chwili, krzyczy: - Samobójca, wezwijcie policję!
To właśnie sens Malty w całej okazałości. Festiwalu, który wygina, odgina, przegina miasto i jego przestrzeń w przeróżne strony. Burzy z góry ustalony porządek, wywraca i nicuje. Pewnie bardziej kiedyś niż teraz, bo teatr się zmienia, a wraz z nim zmienia się najważniejsza impreza artystyczna w Poznaniu. Jednak cały czas element specyficznego anarchizmu, niezgody, dezynwoltury i draki jest na festiwalu obecny.
Veröffentlichung/ data publikacji: 03.07.2010